ROZDZIAŁ 1Kreta, Grecja, 1933 rok Był słoneczny, upalny dzień. Członkowie niemieckiej ekspedycji nieprzerwanie od trzech tygodni prowadzili wykopaliska na Krecie. Każdy z czterdziestu ośmiu mężczyzn usłyszał to samo: nie dłużej, jak po miesiącu pracy otrzymasz wynagrodzenie kilkukrotnie większe od swojej rocznej pensji, a twoje nazwisko będzie znane wzdłuż i wszerz na całej kuli ziemskiej. Perspektywa była kusząca.
Była. Bo całe przedsięwzięcie okazało się być fiaskiem.
Niedługo zbliżał się termin zakończenia prac na wyspie, a nie było widać żadnych efektów. Zespół stawał się coraz bardziej podejrzliwy wobec swojego tajemniczego zleceniodawcy, który kusząc bogactwem i sławą, ani słowa nie wspomniał na temat celu wyprawy.
? Ta cała ?ekspedycja? to jeden wielki przekręt ? odezwał się jeden z ludzi. ? Ten gość, kimkolwiek jest, wystrychnął nas na dudka. Chciał się pewnie przekonać, ilu znajdzie chciwych na pieniądze, i mu się to udało. ?
? Nie gadaj bzdur. Skąd mogliśmy wiedzieć, jak to się skończy? ? zapytał drugi.
? Mogliśmy to przewidzieć. Czasy, w których żyjemy znowu stają się niepewne. Robi się coraz ciężej, logiczne, że w końcu znalazłby się ktoś, kto by wykorzystał naszą naiwność. ? odpowiedział pierwszy.
? Ech, wy to macie problemy. ? machnął ręką trzeci.
? No właśnie, mamy. W przeciwieństwie do ciebie mamy rodziny do wyżywienia i chęć zapewnienia im odpowiedniej przyszłości. A ty? Co tu w ogóle robisz, taki młodzik jak ty? ? drugi z mężczyzn zapytał trzeciego.
? Szukam przygody. ? wzruszył beztrosko ramionami. ? I gwarantuję wam, jeśli przestaniecie biadolić, tylko potraktujecie to jak dobrą zabawę, na pewno będzie wam łatwiej. ? rzucił, idąc przed siebie.
? Taaa, znalazł się niepoprawny optymista? ? mruknął pod nosem pierwszy z mężczyzn, odprowadzając wzrokiem młodzieńca.
? Nie przejmuj się nim. Nic nie wie o życiu. ? westchnął w odpowiedzi jego rozmówca.
Zostawiając dwóch członków grupy za sobą, chłopak dziarskim krokiem zmierzał w nieokreślonym kierunku. Pomimo nieznośnego upału, morska bryza i silne podmuchy wiatru nieco łagodziły atmosferę. Wykopaliska prowadzone na terenie odkrytego przez Arthura Evansa pałacu w Knossos nie przyniosły niczego nowego. Żadnych większych odkryć, które mogłyby przyczynić się do uzupełnienia historii o jakieś nowe wątki czy informacje. Jednak młodzieniec się tym nie przejmował, traktując całą wyprawę jedynie jako rozrywkę i formę oderwania się od niepewnej, ciężkiej rzeczywistości.
Nagle chłopak potknął się o kamień. Turlając się po kamiennych schodach, zatrzymał się dopiero na okrągłym placu, wykończonym drobniutką, marmurową mozaiką.
? Cholera! ? burknął poturbowany, podnosząc się z ziemi. Zaczął rozmasowywać swoje obolałe ramię. Wtedy jego uwagę przykuł obraz, jaki przedstawiała układanka. Gigantyczny, zdeformowany stwór, posturą nieco przypominający człowieka pożerał właśnie jedną ze swoich ofiar. ? Hm, czyżby coś na wzór Minotaura? ? szepnął do siebie młodzieniec, kucając i przyglądając się swojemu odkryciu. Faktycznie, mozaika ukazywała kreaturę podobną do mitycznej postaci. Istota miała rogi wyrastające ze skroni i prawie całkiem wyprostowaną sylwetkę.
Wtedy młody poderwał się z ziemi i zaczął biec w kierunku ścieżki, która zaprowadziła go do tego miejsca. Musiał powiedzieć o tym reszcie, może gdyby przenieśli prace do tego miejsca wreszcie by coś ruszyło. Jednak po przebiegnięciu kilku metrów zatrzymał się. Może lepiej będzie, jeśli sam udał się z tym do kierownika nadzorującego wykopaliska? Wtedy zyskałby dodatkowe uznanie, a może i nawet większe wynagrodzenie po skończeniu badań. No i reszta ekipy byłaby mu wdzięczna za to, że dzięki niemu szybciej wrócą do domu. To będzie najlepsze wyjście. Chłopak z powrotem zawrócił i podszedł jeszcze bliżej postaci potwora. Marszcząc czoło, pochylił się nad łbem stworzenia. Drobniejsze kawałki marmuru tworzyły swego rodzaju znak pomiędzy jego ślepiami. Delikatnie gładząc mozaikę, młodzian poczuł uwypuklenie w tym miejscu. Ostrożnie nacisnął symbol, by zobaczyć co się wydarzy.
Po usłyszeniu głośnego kliknięcia, nastała głucha cisza. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, chcąc zauważyć jakieś zmiany. Nic się nie stało. Jeszcze raz przyjrzał się podłodze w miejscu, gdzie ją nacisnął. Też nic. Wzruszając ramionami, wstał i odwrócił się na pięcie, by wrócić do swojego namiotu.
Gdy tylko postawił krok na posadzce, poczuł jak grunt usuwa się spod jego stóp. W ułamku sekundy znalazł się kilka metrów niżej, w ciemnym, dusznym pomieszczeniu. Szybko wstał i rozejrzał się dookoła. Ku jego przerażeniu, jedynym jasnym punktem był otwór, przez który wpadł do tego miejsca? lecz w tej chwili właz zasunął się na nowo, zostawiając go w całkowitych ciemnościach. Wyciągając przed siebie ręce w poszukiwaniu czegoś, czego mógłby się chwycić, ostrożnie postawił krok naprzód. Po dłuższej chwili jego wzrok przywyknął już do wszechobecnego mroku. Nie wiedział jednak, że przed nim jeszcze kilkanaście godzin takiej ślepej wędrówki przez wąskie, kręte korytarze podziemi kreteńskiego pałacu?
~~~
? Jak długo już tu jestem? ? mruknął do siebie chłopak, ocierając pot z czoła. Może reszta ekipy zauważyła jego nieobecność i wkrótce zaczną jakieś poszukiwania. Wizja śmierci w wieku 21 lat, i to w dodatku w
takim miejscu nie bardzo pasowała młodemu mężczyźnie, który dopiero zaczynał snuć swoje plany na przyszłość.
Za każdym razem, gdy pokonał dłuższy dystans którymś z korytarzy, rozbudzała się w nim nadzieja na znalezienie wyjścia. Jednak zawsze kończyła się ona wraz z chwilą, gdy uderzał o kamienną ścianę kończącą drogę.
? Czy to jakiś cholerny labirynt, czy co? ? mruknął, wyczerpany ciągłymi niepowodzeniami. Wreszcie opadł z bezsilności na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nieraz obiło mu się o uszy powiedzenie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Teraz wiedział, że było ono prawdziwe w stu procentach.
Młodzieniec zacisnął dłoń w pięść i z całej siły uderzył nią o posadzkę. Ta cholerna wyprawa? Gdyby tylko został w domu?
W tej chwili zauważył ledwo widoczną, świetlaną poświatę w oddali. Chłopak wstał z ziemi i pobiegł w jej kierunku. Im dalej się znalazł, tym jaśniejszy był prześwit. Ucieszyło go to nieprawdopodobnie. Po przebiegnięciu dłuższego dystansu, oparł się o ścianę, by złapać oddech. Zapalone pochodnie prowadziły do imponujących rozmiarów drzwi. Oszczędzając siły, młody ruszył szybkim krokiem w tamtym kierunku. To była jego jedyna szansa na ratunek.
Kiedy już znalazł się w pomieszczeniu, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Urządzone z przepychem, misternie wykończone, i jeszcze doskonale zachowane. Wysokie ściany przedstawiały różne sceny z życia królewskiego dworu. Koronacje, bitwy morskie i inne ważne wydarzenia ? wszystko opisane z największą dokładnością. Jednak uwagę młodego badacza szybko przykuł inny element pomieszczenia. Kamienna półka, na której leżał zakurzony, opleciony grubymi pajęczynami złoty zwój.
Gdy wziął przedmiot do rąk, obejrzał go dokładnie z każdej strony, po czym rozwiązał wstęgę oplatającą rulon. Okazało się, że nie jest to jeden, a kilkadziesiąt rękopisów, zapisanych dziwnym językiem. Był bardzo podobny do greki, a jednak pisownia nieco różniła się od greckich liter, przypominając swą formą pismo arabskie. Młody badacz zmarszczył czoło, kiedy odsłonił kolejną ze złocistych stronic. Ta prezentowała rysunek przecinających i krzyżujących się ze sobą pod różnym kątem linii, przypominających sieć dróg. Cztery następne karty prezentowały podobne, jednak nie identyczne schematy.
W momencie, gdy młodzieniec przełożył na wierzch kolejny ze zwojów, odniósł wrażenie, że ktoś go bacznie obserwuje. Zerknął przez ramię, by upewnić się, że poza nim nie ma nikogo. Widok pustej komnaty w pewien sposób dodał chłopakowi otuchy, który odetchnął z ulgą. Kiedy od nowa zaczął analizowanie kolejnego ze schematów, usłyszał tuż za sobą głośne sapnięcie. Mężczyzna podskoczył ze strachu i upuścił wszystkie karty.
Ostrożnie odwracając się do tyłu, młody zamarł z przerażenia. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł jak jego skóra i mięśnie rozdzierają się jak delikatny materiał pod wpływem ostrych, zwierzęcych kłów. Z ran trysnęła krew, plamiąc błękitną bluzkę młodzieńca, a także i jego oprawcę. Młody chwycił się za gardło, by zatrzymać krwawienie. Ciepły płyn lał się szerokimi strumieniami, a wraz z nim bezpowrotnie upływała cała siła i energia młodzieńca, całe jego życie.
Po chwili opadł bezsilnie na zimną posadzkę, zauważając potwora w pełnej krasie. Identyczny jak ten przedstawiony na mozaice w pałacowych ogrodach, był około trzy razy większy od wysokiego mężczyzny. Umięśniony jak sportowiec na sterydach, jego muskuły zdawały się rozrywać ciemnobrązową, bujną sierść. Czarne, wyłupiaste oczy bestii błyszczały, podczas gdy równocześnie z jego pyska kapała posoka. Ze skroni wyrastały nienaturalnie wielkie, ubite rogi.
Rozwścieczony stwór wydał z siebie przerażający, gardłowy ryk, chwytając zębami za głowę chłopaka. Ostatnią rzeczą, którą młodzieniec poczuł przed śmiercią, było rozdzielenie jego czaszki od reszty ciała.
-----------------------------------
N/A: Trochę czasu zajęło mi napisanie tego rozdziału, jak widać
może nie tyle napisanie, co wprowadzanie wieeeeeeeeeelu poprawek, jak np. usuwania paru zbędnych słówek, albo zmieniania ich kolejności, czy w ogóle zmiana całej końcowej sceny w komnacie. Chciałam żeby był to swego rodzaju drugi prolog, dłuższy od poprzedniego ale nie za długi i trochę wyjaśniający poprzedni, a zarazem wprowadzający jeszcze więcej chaosu w fabule
mam tylko nadzieję, że nie spie****łam końcówki, bo napisałam tyle jej wersji i tyle razy ją poprawiałam że już myślałam, że porzucę ten pomysł na rozdział pierwszy i ten, który w zamyśle miał być drugim stanie się pierwszym. Co do rozdziału drugiego, "już się pisze", pojawi się Nate i reszta znanych nam bohaterów, ale nie wyjawie kto żeby nie psuć zabawy